Go to the store in English language version dedicated to your location Change Cancel
Strona główna/Blog/ ~ PUBLICYSTYKA ~ /Błąd systemu - kiedy zawodzi komunikacja

Błąd systemu - kiedy zawodzi komunikacja

~ PUBLICYSTYKA ~ 8 maja 2019 Brak komentarzy

Ludzki ośrodkowy układ nerwowy składa się z dwóch półkul mózgowych (to te najlepiej widoczne części, pofałdowane jak orzech włoski), pod którymi ukryta jest reszta - bardziej pierwotne ewolucyjnie struktury, takie jak pień mózgu czy układ limbiczny. Z tyłu wystaje jeszcze móżdżek, wyglądający jak miniaturowa wersja mózgu doczepiona do tej głównej. Niżej, niczym korzeń dziwnej rośliny, od którego odchodzą mniejsze korzonki, ciągnie się rdzeń kręgowy. We wszystkich tych elementach nieustannie pracują miliony neuronów. Odbierane są tysiące bodźców, wysyłane tysiące sygnałów do każdej komórki ciała, niczym w gigantycznej korporacji, gdzie każdy ma wyznaczone zadanie, ale żadne z tych zadań nie może być realizowane bez porozumienia z innymi działami. Wymagana jest więc niesamowicie sprawna koordynacja wszystkich ośrodków kontrolujących najbardziej podstawowe funkcje życiowe, emocje, poruszanie się czy podejmowanie decyzji. Niekiedy jednak coś się psuje. Komunikacja zawodzi i pojawia się BŁĄD SYSTEMU.

Błąd 1: Zespół nieuwagi stronnej

Pan Zygmunt ma 74 lata. Ku uciesze swoich kilkuletnich wnuków, często pojawia się rano ogolony do połowy, zawsze tylko po prawej stronie twarzy, z lewym rękawem koszuli zwisającym smętnie wzdłuż boku. Podczas obiadu często zjada z talerza tylko połowę jedzenia, tę, która znajduje się po prawej stronie. Oczywiście, dopiero wtedy, kiedy już uda mu się znaleźć widelec, który leży – tak jak powinien – po lewej stronie talerza. Gdy wnuczka prosi go, by z nią porysował, jego dzieła znajdują się zawsze po prawej stronie kartki. I zazwyczaj obejmują tylko prawą połowę tego, co chciał na niej umieścić. Wnuki wiedzą, że aby ukryć się przed dziadkiem, wystarczy stanąć po jego lewej stronie, co często wykorzystują podczas zabawy w chowanego. Wydaje się, że to takie humorystyczne drobiazgi, ale zdarzają się też groźniejsze sytuacje. Rodzina nie pozwala panu Zygmuntowi samemu wychodzić z domu, bo gdy ten rozgląda się przed przejściem przez jezdnię, nie patrzy w lewą stronę. Jemu samemu zaś najbardziej przeszkadza to, że nie może czytać codziennych gazet – pomija bowiem lewą część każdej strony. Mimo to udaje mu się zachować pogodę ducha, co bardzo ułatwia życie całej rodziny.

Pan Zygmunt nie zawsze był dziwny. Jeszcze trzy miesiące temu funkcjonował zupełnie normalnie. Jednak pewnego dnia tętnica dostarczająca krew do sąsiadujących ze sobą fragmentów jego prawych płatów ciemieniowego i skroniowego została zatkana. Wskutek tego pan Zygmunt przebył udar niedokrwienny mózgu. Na szczęście jego bliscy zareagowali błyskawicznie, dzięki czemu szybko uzyskał niezbędną pomoc. Znalazł się jednak wśród 43% osób, u których po takim udarze występuje zespół nieuwagi stronnej (nazywane też pomijaniem stronnym), a także wśród 17% tych, u których zaburzenie to utrzymuje się dłużej niż 3 miesiące.

Co obecnie dzieje się w mózgu pana Zygmunta? Po tym, jak region na styku płatów skroniowego i ciemieniowego został chwilowo odłączony od zasilania, część znajdujących się tam komórek nerwowych obumarła. Pech chciał, że były to te neurony, które odpowiadały za integrację sygnałów o bodźcach czuciowych, ruchowych, słuchowych i wzrokowych. Co ciekawe, zazwyczaj do zespołu nieuwagi stronnej dochodzi wówczas, gdy uszkodzenia pojawiają się w prawej półkuli mózgu, tak jak u pana Zygmunta. Prawdopodobnie wynika to z symetrycznego podziału obowiązków pomiędzy półkulami: prawa odpowiada za orientację w przestrzeni, podczas gdy lewa zajmuje się funkcjami językowymi i logiką. Gdy zostaje uszkodzona lewa półkula, prawa może przejąć jej funkcje w zakresie obserwowania i świadomego zauważania elementów znajdujących się po obu stronach w przestrzeni, dlatego też przypadków zaniedbywania stronnego po udarze lewostronnym jest znacznie mniej. Osoby, które tego doświadczyły, pomijają to, co znajduje się po stronie prawej. Wynika to z faktu, że każda półkula mózgu zajmuje się analizą bodźców pojawiających się niejako “po przekątnej”: prawa odbiera głównie bodźce z lewej strony (i kontroluje lewą połowę ciała), a lewa – te z prawej.

Bardzo ważny jest fakt, że mózg pana Zygmunta odbiera informacje o obiektach znajdujących się po jego lewej stronie. Tyle tylko, że z jakiegoś powodu nie przekazuje ich do tej części, która zajmuje się ich świadomym przetwarzaniem. Dzięki temu pan Zygmunt całkiem sprawnie omija meble i inne przeszkody, nawet ich nie dostrzegając. Gdy zaś pokazano mu dwa rysunki domów, z których jeden płonął po lewej stronie, i zapytano, w którym chciałby mieszkać, bez namysłu odparł, że w tym drugim. Nie potrafił jednak podać konkretnego powodu swojego wyboru. Sytuacja wyglądała podobnie, gdy pokazano mu rysunki dwóch kieliszków, z których jeden był pęknięty po stronie lewej – pan Zygmunt odpowiadał, że wolałby się napić z tego drugiego, choć decyzji tej nie mógł uzasadnić.

Błąd 2: Anozognozja

Pani Zenobia w wieku 64 lat przeszła udar mózgu zlokalizowany w obrębie prawej półkuli. Nie bez znaczenia był tu fakt, że od młodości paliła papierosy, a także cierpiała na nadciśnienie i miażdżycę. Od tego czasu jej lewa ręka nie jest już tak sprawna jak dawniej. Niedowład utrudnia życie nie tylko jej, ale także jej bliskim. Gdyby pani Zenobia bardziej przykładała się do rehabilitacji, być może udałoby się przywrócić pełną funkcjonalność kończyny. Z jakiegoś jednak powodu pani Zenobia zachowuje się tak, jakby chciała przekonać wszystkich, że jej ręka jest równie sprawna, jak jeszcze dwa miesiące temu, zanim trafiła do szpitala. Nie chodzi nawet o to, że zapomniała o przebytym udarze. Niemal od samego początku, gdy tylko przyjęto ją na szpitalny oddział, chciała wrócić do domu. Wtedy nikogo to nie dziwiło, bo mało kto lubi pozostawać w szpitalu. Pani Zenobia jednak bardzo niechętnie poddawała się rehabilitacji, twierdząc, że jej nie potrzebuje. Nie martwiła się też o to, jak poradzi sobie po powrocie do domu, będąc przekonana, że jej życie w żaden sposób nie ulegnie zmianie.

Obecnie pani Zenobia nie jest w stanie wykonać lewą ręką precyzyjnych czynności. Zapytana o powód, twierdzi, że nie ma ochoty tego robić, że nadwyrężyła rękę podczas sprzątania lub wymyśla mnóstwo innych wymówek. Mimo że nie jest w stanie utrzymać dwiema rękami tacy z naczyniami, wciąż próbuje ją podnosić, co kończy się uszczupleniem zapasów szklanek i talerzy, a także niezmiennym zdziwieniem, że coś takiego jak upadek tacy w ogóle miało miejsce. Jednocześnie pani Zenobia doskonale zdaje sobie sprawę ze swoich pozostałych chorób. Wie, że musi przyjmować leki na nadciśnienie i ograniczać poziom cholesterolu w diecie. Nie wykazuje także żadnych innych zaburzeń poznawczych.

U pani Zenobii udar mózgu uszkodził struktury należące do jąder podstawy i wzgórza, a także korę mózgu na styku płatów skroniowego, ciemieniowego i potylicznego. Być może gdyby niedokrwienie objęło lewą stronę mózgu, niedowładowi ręki – wówczas prawej – nie towarzyszyłby brak poczucia choroby. Wynika to z faktu, że prawa półkula odpowiada w głównej mierze za uwagę i świadomość własnego ciała. Tak naprawdę jednak naukowcy wciąż nie są pewni, co dokładnie powoduje występowanie tego zaburzenia, nazywanego anozognozją. Przypuszczają, że winę może ponosić przerwanie komunikacji między częściami mózgu odpowiedzialnymi za odbieranie bodźców czuciowych, ruchowych lub wzrokowych a tymi strukturami, które odpowiadają za świadome postrzeganie własnego ciała. Wiadomo jednak, że dotknięci nim pacjenci, także sparaliżowani, nie przyjmują do wiadomości faktu, że są chorzy, nawet jeśli przedstawi się im niezbite dowody. Niektórzy posuwają się nawet do twierdzenia, że w ogóle nie mają sparaliżowanej części ciała, lub że należy ona do kogoś innego. Inni są przekonani, że posiadają jeszcze jedną, w pełni sprawną kończynę (tzw. nadliczbowa kończyna fantomowa). Na szczęście rzadko zdarzają się przypadki, w których anozognozja utrzymuje się dłużej niż przez 3 miesiące.

Anozognozja może wiązać się nie tylko z paraliżem lub niedowładem. Jej specyficznym przykładem jest tzw. zespół Antona. Może się on pojawić w wyniku uszkodzenia kory wzrokowej. Gdy obumierają neurony budujące pierwotną korę wzrokową, widzenie staje się niemożliwe, gdyż to właśnie do nich w pierwszej kolejności docierają impulsy nerwowe z siatkówki oka. One też przekazują te sygnały dalej, do drugo- i trzeciorzędowej kory wzrokowej, gdzie następuje ich dalsza analiza. Kiedy również i one ulegną uszkodzeniu, istnieje ryzyko, że pacjent będzie zaprzeczał temu, że nie widzi. Niektórzy utrzymują, że doskonale odbierają bodźce wzrokowe, a trudności z samodzielnym poruszaniem się tłumaczą np. tym, że jest ciemno. Może wówczas dojść do niebezpiecznych sytuacji, gdy osoba taka śmiało przechodzi przez jezdnię mimo nadjeżdżających samochodów.

Błąd 3: Aleksja bez agrafii

Życie pana Marka było najzupełniej normalne. Miał żonę, dwójkę dzieci, dobrą pracę, planowo spłacany kredyt na mieszkanie. Tydzień przed swoimi 41. urodzinami, jak co dzień, jechał do pracy. Gdy przejeżdżał przez jedno ze skrzyżowań, z drogi podporządkowanej z wielką prędkością wypadł inny samochód i doszło do zderzenia. Pan Marek trafił do szpitala nieprzytomny, z urazem głowy. Gdy się obudził, początkowo wydawało się, że uraz ten nie wiązał się z żadnymi widocznymi konsekwencjami. Podczas badań neurologicznych wyszło jednak na jaw, że nie jest w stanie przeczytać ani słowa. Co ciekawsze, pisanie przychodziło mu bez większych trudności, lecz gdy tylko próbował przeczytać stworzone przez siebie słowa, litery nabierały kształtów kompletnie niezrozumiałych dla niego symboli.

Aby zrozumieć istotę problemu pana Marka, należy najpierw przybliżyć sobie sposób, w jaki mózg analizuje język mówiony i pisany. Ten drugi pojawił się stosunkowo niedawno, szczególnie jeśli wziąć pod uwagę czas ewolucji ludzkiego ośrodkowego układu nerwowego. Pierwsze ślady czegoś, co można by określić jako pismo pochodzą z wykopalisk datowanych na ponad 5 tys. lat p.n.e. Wcześniej, przez setki tysięcy lat, posługiwaliśmy się wyłącznie językiem mówionym. Dlatego też obszary zajmujące się przetwarzaniem mowy znajdują się bliżej kory słuchowej (analizującej dźwięk) niż wzrokowej (analizującej obraz). Istnieją dwa ośrodki, które zajmują się kontrolą funkcji językowych. Pierwszy z nich, ośrodek Wernickego, leży w sąsiedztwie kory słuchowej (w płacie skroniowym) i odpowiada za rozumienie tego, co zostało usłyszane. Drugi zaś, ośrodek Broki, jest wyspecjalizowanym fragmentem kory ruchowej (leżącej w płacie czołowym) odpowiedzialnym za generowanie dźwięków składających się na słowa i zdania. Oba te fragmenty położone są w lewej półkuli, która ogólnie odpowiada za bardziej logiczną i analityczną stronę funkcjonowania umysłu. Pojawienie się języka pisanego sprawiło, że kora słuchowa przestała być jedynym fragmentem mózgu odbierającym słowa. Czytanie wymaga bowiem aktywności kory wzrokowej, która analizuje symbole pełniące funkcje liter. Aby zaś mózg mógł je zrozumieć, musiała powstać droga, która połączyłaby korę wzrokową i ośrodek Wernickego. Jest nią wiązka włókien nerwowych, łącząca płat skroniowy i potyliczny, nazywana pęczkiem podłużnym dolnym.

Oczywiście, problem pana Marka wynikał z urazu głowy, jakiego doznał on podczas wypadku. W jego wyniku uszkodzeniu uległ pęczek podłużny dolny, a więc impulsy z kory wzrokowej nie mogły dotrzeć do ośrodka Wernickego. W okresie tuż po wypadku nawet pojedyncze litery były dla pana Marka niczym znaki pochodzące z chińskiego alfabetu. Co ciekawe, był on jednak w stanie poprawnie odczytywać cyfry. W miarę upływu czasu, dzięki rehabilitacji i pracy z logopedą, zaczął rozpoznawać litery. Wciąż jednak czeka go wiele pracy, aby na nowo nauczyć się składać je w całe słowa.

Zaburzenie, które wystąpiło u pana Marka nazywane jest aleksją bez agrafii, czystą aleksją lub ślepotą słów. Zniszczenie włókien nerwowych przesyłających impulsy nerwowe z kory wzrokowej do ośrodka Wernickego to tylko jedna z przyczyn jej powstania. Może ona być spowodowana jednoczesnym uszkodzeniem, np. w wyniku udaru lub urazu, kory wzrokowej w lewej półkuli mózgu oraz spoidła wielkiego, przez które mogłyby być przesyłane impulsy z prawej półkuli. W takiej sytuacji chory ma też ograniczone pole widzenia – znika jego prawa połowa.

Błąd 4: Zespół Capgrasa

Pani Alicja jest pielęgniarką. W ciągu ostatnich dwóch lat regularnie odbiera telefony od swojej matki, która przerażona informuje ją, że po jej domu kręci się obcy mężczyzna, że jakaś kobieta udaje jej przyjaciółkę. Za każdym razem pani Alicja cierpliwie tłumaczy mamie, że jest to jej mąż, ten sam, którego poślubiła przed pięćdziesięciu laty i który jest ojcem pani Alicji i jej dwóch braci, lub też że kobieta mieszka w domu obok i naprawdę przyjaźnią się od czasów szkolnych. Mama pani Alicji nie choruje na żadna formę otępienia, na schizofrenię ani na żadną inną chorobę, która zaburzyłaby jej świadomość i zdolności poznawcze. Gdy jej mąż chce z nią porozmawiać, wychodzi z domu i dzwoni do niej na komórkę, gdyż przy bezpośrednim kontakcie jest to niemożliwe – mama pani Alicji nie chce go słuchać i żąda, by oddał jej prawdziwego męża. Jeszcze rok wcześniej cała rodzina musiała tłumaczyć kolejnym patrolom policji, że tak naprawdę nikt nikogo nie porwał, a ojciec pani Alicji ma pełne prawo do przebywania w ich domu. W ostatnich miesiącach takie epizody zaczęły pojawiać się rzadziej, prawdopodobnie dzięki nowym lekom przeciwpsychotycznym przepisanym przez lekarza psychiatrę, a także dzięki psychoterapii.

Dwa lata temu pani Alicja odwiedziła rodziców, aby pomóc mamie w wiosennych pracach ogrodowych. Razem przekopały grządki i rabaty, posiały warzywa, a gdy sadziły kwiaty, mamę pani Alicji nagle zaczęła mocno boleć głowa. Kobieta powiedziała, że na pewno ją przewiało, bo czuje jak sztywnieje jej kark. Gdy jednak zaczęła narzekać na ostre słońce, choć to już wcześniej schowało się za chmurami, pani Alicja kazała jej natychmiast położyć się na ogrodowej ławce i wezwała pogotowie. Z racji swojego zawodu prawidłowo rozpoznała objawy pęknięcia tętniaka mózgu, co zostało potwierdzone podczas badań w szpitalu. Dzięki szybkiej reakcji udało się zminimalizować uszkodzenia mózgu i zapobiec poważniejszym konsekwencjom. Poza jedną…

Pęknięcie tętniaka mózgu może spowodować uszkodzenia jego struktur. W przypadku mamy pani Alicji objęły one włókna nerwowe łączące zakręt wrzecionowaty i układ limbiczny. Pierwszy z tych elementów pełni rolę mózgowego ośrodka rozpoznawania twarzy. Drugi zaś jest źródłem przeżyć uczuciowych, a także dołącza do obserwowanych obiektów swoiste etykiety emocjonalne. Współpraca tych dwóch struktur sprawia, że odczuwamy “motyle w brzuchu” na widok ukochanej osoby lub gotujemy się ze złości, widząc zdjęcie nielubianego polityka.

U mamy pani Alicji ta funkcja przestała działać jak należy. Jej pamięć nie została w żaden sposób uszkodzona – kobieta wciąż rozpoznawała wszystkich członków rodziny i znajomych, miejsca, które odwiedziła, nazwy roślin, które uprawiała w ogrodzie… Wygląd, sposób poruszania się i mimikę swojego męża i długoletniej przyjaciółki także rozpoznawała. Tyle tylko, że w przypadku tych dwóch osób zawodziła komunikacja między zakrętem wrzecionowatym a układem limbicznym. W efekcie mózg był zdezorientowany. Na widok pani Alicji mózg jej mamy wiedział, że widzi panią Alicję i odczuwał związane z nią pozytywne emocje. Natomiast gdy mama pani Alicji patrzyła na własnego męża i przyjaciółkę, jej mózg nie odbierał żadnych pozytywnych emocji, zupełnie tak, jakby miał przed sobą kogoś obcego. Wniosek w tej sytuacji mógł być tylko jeden. Skoro ta twarz nie budzi znanych uczuć, nie ma możliwości, aby kryjący się za nią człowiek był kimś, kogo się kocha. Ale przecież wygląda dokładnie tak samo… Najprostszym wytłumaczeniem tego konfliktu jest uznanie, że mąż i przyjaciółka to wcale nie mąż i przyjaciółka, tylko ich podstawione sobowtóry. Przez kogo podstawione i dlaczego – to już mniej ważne.

Zaburzenie, które dotknęło mamę pani Alicji zostało po raz pierwszy opisane w latach 20. XX wieku przez francuskiego psychiatrę Josepha Capgrasa. Początkowo traktowano je jako jeden z objawów schizofrenii, której niekiedy towarzyszy. Dopiero w latach 80. zwrócono uwagę na to, że u cierpiących nań osób występuje uszkodzenie określonych struktur mózgowych. Badanie tego schorzenia utrudnia fakt, że pojawia się ono niezwykle rzadko.

Błąd 5: Zespół Cotarda

Pani Zofia od lat nie dogadywała się z mężem. W końcu, gdy ich dzieci dorosły, zdecydowali się na rozwód. Niestety, mimo braku szczęśliwego pożycia, doświadczenie to było dla niej bardzo bolesne. Mimo pomocy psychologa i wsparcia ze strony dzieci, rozwinęła się u niej depresja. Pani Zofia długo nie chciała skorzystać z proponowanych przez psychiatrę leków. Gdy w końcu długotrwała bezsenność zmusiła ją do przyjmowania środków nasennych, wydarzyła się tragedia. Pani Zofia w pełni świadomie przedawkowała przepisane jej benzodiazepiny, popijając je winem. Na szczęście udało się ją uratować, choć stan jej wątroby pozostawiał sporo do życzenia.

Podczas pobytu w szpitalu pani Zofia wydawała się nieobecna. Nie miała apetytu, bliskim i personelowi z wielkim trudem udawało się ją namówić do wypicia szklanki wody czy zjedzenia kromki chleba. Jej obniżony nastrój i obojętność na otoczenie nikogo nie dziwiły – składano je na karb depresji. Po wyjściu ze szpitala pani Zofia kompletnie zaniedbała higienę osobistą. Jadła i piła wciąż jedynie wtedy, gdy została do tego wręcz zmuszona przez bliskich. Po miesiącu od opuszczenia szpitala po raz pierwszy jej dzieciom przyszło na myśl, że depresja to nie jedyny problem, z jakim się zmaga. Starszy syn zadzwonił do niej i zapytał: “Cześć, mama, jak żyjesz?”. “Nie żyję” usłyszał w odpowiedzi. “Jak to, nie żyjesz?” zapytał zdziwiony. “Normalnie. Przecież zabiłam się miesiąc temu, nie pamiętasz? Połknęłam te pigułki na sen i umarłam.”

Od czasu tej rozmowy dały się zauważyć także inne dziwne zachowania pani Zofii. Skarżyła się na zapach gnijącego mięsa, wydobywający się z jej własnego ciała. Twierdziła, że nie musi jeść, pić ani spać, bo w jej stanie czynności te są całkowicie zbędne. Na pytania, w jaki sposób może poruszać się i mówić, na początku w ogóle nie reagowała. Po jakimś czasie uznała, że jej obecny stan jest karą za grzechy, w tym za rozwód i popełnienie samobójstwa. Szczęściem w nieszczęściu było to, że w swojej opinii miała pozostać “duszą przywiązaną do martwego ciała” aż do dnia sądu ostatecznego, dzięki czemu nie ponawiała prób samobójczych.

Pani Zofia cierpiała na zaburzenie nazywane zespołem Cotarda, od nazwiska dziewiętnastowiecznego francuskiego lekarza neurologa, Jules’a Cotarda, który po raz pierwszy opisał towarzyszące mu objawy. Przekonanie o własnej śmierci lub nieistnieniu wynika, oczywiście, z nieprawidłowości w działaniu mózgu i może towarzyszyć schizofrenii, epilepsji lub depresji, ale także pojawić się w wyniku choroby neurodegeneracyjnej, udaru lub urazu. Z nieznanych przyczyn częściej pojawia się u kobiet, niż u mężczyzn. Neurologiczne podłoże zespołu Cotarda jest bardzo podobne do opisanego wcześniej zespołu Capgrasa – uszkodzeniu również ulega połączenie między zakrętem wrzecionowatym a układem limbicznym. W tym przypadku jednak mózg chorego traci etykietę emocjonalną dotyczącą jego własnej twarzy. Szukając zaś wyjaśnienia fenomenu, że własna twarz jest dla niego jak obca, dochodzi do pokrętnego wniosku, że najwyraźniej nie istnieje lub nie żyje. Na nic zdają się wówczas próby podawania najrozsądniejszych argumentów. “Żywy trup” puszcza je mimo uszu, snuje historie o „karze boskiej” lub wymyśla inne równie prawdopodobne uzasadnienia. Niektórzy próbują uwolnić się od martwego ciała przez popełnienie samobójstwa, ale zdarza się też, że umierają z głodu i wycieńczenia, przekonani, że jako nieżywi nie muszą przyjmować pokarmu.

Błąd 6: Zespół Alicji w Krainie Czarów

Pokój 15-letniego Janka nie różni się niczym od pokojów innych chłopców w jego wieku. Wiecznie niepościelone łóżko, ubrania wiszące niechlujnie na oparciu krzesła i spadające na podłogę, na biurku obok laptopa talerz i szklanka z poprzedniego dnia, w kącie torba sportowa, z której wystaje piłka i buty sportowe. W oknie widzą rolety skutecznie zaciemniające pomieszczenie, a w szufladzie szafki nocnej znajduje się zapas torebek foliowych oraz leki przeciwmigrenowe. Na szafce zaś leży wysłużony egzemplarz “Alicji w Krainie Czarów” autorstwa Lewisa Carrolla. To ulubiona książka Janka. W niej kolorową ramką otoczony jest fragment opowiadający o tym, jak Alicja zwiększała się i zmniejszała, jedząc magiczne ciastko i pijąc z magicznej buteleczki. Janek miał 7 lat, kiedy mama po raz pierwszy czytała mu tę książkę. Kiedy doszła do fragmentu o ciastku i buteleczce, Janek słuchał wyjątkowo uważnie, a potem stwierdził “Mama, to ona miała tak, jak ja!”

Dalsze rozmowy ujawniły, że Janek od kilku miesięcy doznaje wrażenia, że jego ciało zmienia rozmiary. Czasami jego szyja wydłuża się “jak u żyrafy”, czasem uszy “robią się jak słoniowe”. Zdarza się też, że jest “malutki jak krasnoludek”, albo “wygląda, jakby wyszedł z tych krzywych luster w wesołym miasteczku”. Najczęściej takie rzeczy mają miejsce rano, wkrótce po przebudzeniu. Oczywiście, mama chciała wiedzieć, dlaczego nie powiedział o tym wcześniej. Janek wyjaśnił, że bał się, iż nikt mu nie uwierzy, a poza tym wiedział, że to nie dzieje się naprawdę.

Wkrótce potem Janek przeżył atak bólu głowy tak silnego, jak nigdy dotąd. Zdarzyło się to w szkole, podczas klasówki z matematyki. Nauczycielka początkowo myślała, że chłopiec zmyśla, bo ten przedmiot nie był jego mocną stroną. Gdy jednak zwymiotował, a potem zwinął się na podłodze w pozycji embrionalnej, zasłaniając oczy dłońmi, w końcu zadzwoniła po jego rodziców. Ból głowy, nudności i światłowstręt ustąpiły dopiero po kilku godzinach. Od tego czasu podobne ataki pojawiały się raz lub dwa razy w miesiącu. U Janka zdiagnozowano migrenę. Z czasem chłopiec nauczył się, że gdy po przebudzeniu wydaje mu się, że części jego ciała zmieniają rozmiar, najlepiej będzie tego dnia nie iść do szkoły. Zazwyczaj bowiem te dziwne złudzenia poprzedzały atak bólu migrenowego.

Przypadłość nękająca Janka nosi nazwę zespołu Alicji w Krainie Czarów. Tak ochrzcił ją w latach 50. XX wieku brytyjski psychiatra John Todd, inspirując się słynną powieścią. Wiadomo, że sam jej autor, Lewis Carroll, cierpiał na migrenę. Istnieją także przypuszczenia, że doznawał również takich samych objawów, jak te, które dręczyły Janka. Najczęściej towarzyszą one migrenie i epilepsji (jako element tzw. aury), ale mogą też występować przy mononukleozie zakaźnej, schizofrenii czy zatruciu substancjami psychotropowymi. Niewiele jednak wiadomo o samym mechanizmie powstawania halucynacji. Naukowcy przypuszczają, że są one spowodowane przez nieprawidłowe funkcjonowanie komórek nerwowych odbierających i analizujących różne rodzaje bodźców. Możliwe też, że winna jest zaburzona komunikacja między płatem skroniowym (związanym z orientacją w przestrzeni) i ciemieniowym (gdzie znajduje się kora czuciowa) oraz między ośrodkami wzrokowymi w płacie potylicznym. Do tej pory, podobnie jak na migrenę, na zespół Alicji w Krainie Czarów nie ma skutecznego lekarstwa.

Błąd 7: Zespół obcej ręki

Robert po raz pierwszy pomyślał, że coś jest nie tak, kiedy pewnego piątkowego popołudnia wiązał sznurówki swoich nowych korków, w których za chwilę miał rozegrać mecz piłki nożnej wraz z kolegami z amatorskiej, osiedlowej drużyny. Ze zdziwieniem obserwował, jak jego lewa dłoń rozwiązuje pieczołowicie i solidnie wykonaną przed chwilą kokardę. Niewiele jednak myśląc, zawiązał but jeszcze raz i wybiegł na boisko. Podczas gry szybko zapomniał o dziwnym wydarzeniu. Szczególnie, że pod koniec drugiej połowy wynik wciąż był bezbramkowy. W ostatnich minutach meczu akcja przeniosła się pod bramkę drużyny Roberta. Napastnik z drużyny przeciwnej posłał piłkę wprost w światło bramki. Robert stał na ostatniej linii obrony, poza nim był już tylko bramkarz. Wyskoczył w górę, starając się odbić piłkę głową i oddalić zagrożenie. Niestety, nie trafił. W tej samej chwili sędzia odgwizdał przewinienie i zarządził rzut wolny dla przeciwników. Drużyna Roberta przegrała tą właśnie jedną bramką. Koledzy z drużyny mieli o to do Roberta pretensje, których ten nie rozumiał. Jakim cudem odbił piłkę lewą dłonią, przecież dobrze pilnował, żeby nie podnosić rąk podczas skoku. No cóż, niekiedy zdarza się, że z powodu silnych emocji zawodnicy nie do końca panują nad odruchami…

Jednak na tym się nie skończyło. Lewa ręka Roberta powoli zyskiwała coraz większą autonomię. Potrafiła odmówić współpracy podczas ubierania się czy mycia i czasem zwisała smętnie, podczas gdy prawa musiała sama poradzić sobie z umyciem głowy. Rozpinała guziki koszuli, które Robert usiłował zapinać. Przeszkadzała nawet w spożywaniu posiłków, wytrącając mu z prawej ręki sztućce lub rzucając jedzeniem. Kilka razy młody mężczyzna zorientował się, że właśnie dłubie w nosie dopiero, gdy zauważał zdegustowane spojrzenia współpasażerów w komunikacji miejskiej. Na nic zdawała się silna wola i wszelkie próby – niesforna lewa ręka po prostu zaczęła żyć własnym życiem. Młody mężczyzna długo jednak nie chciał iść do lekarza. Zmienił jednak zdanie, gdy pewnej nocy obudził się nagle, czując, że ktoś ściska go za gardło, niemal uniemożliwiając oddychanie. Z przerażeniem stwierdził, że tym kimś była jego własna ręka.

Psychiatra z uwagą wysłuchał historii Roberta, obserwując zachowanie “tego wstrętnego łapska”, jak młody mężczyzna nazywał swoją lewą rękę. Następnie zapytał, do kogo ona należy. “Nie mam pojęcia”, odparł Robert. “Ale na pewno nie do mnie. To żyje własnym życiem, jakby rozwinęło świadomość albo coś w tym rodzaju.” Szybko potwierdzono, że Robert nie tylko nie ma kontroli nad swoją lewą ręką, ale także nie jest świadomy jej poczynań, dopóki nie ujrzy ich skutków. Nie jest też w stanie stwierdzić, czy ktoś tej kończyny dotyka, jeśli na nią nie patrzy. Gdy lekarz stanął za nim i położył własną rękę tuż obok jego, młody mężczyzna nie potrafił powiedzieć, która jest czyja. Jednego był pewien – żadna z rąk leżących na blacie biurka nie należała do niego. Robert został skierowany na badania mózgu. Neuroobrazowanie wykazało, że w obrębie jego prawego płata czołowego znajduje się niewielki guz.

Aby zrozumieć, w jaki sposób ręka Roberta uzyskała samodzielność, musimy najpierw przeanalizować, jak w ludzkim mózgu podejmowana jest decyzja o wykonaniu ruchu. Najważniejszym ogniwem, bez którego byłoby to w ogóle niemożliwe, jest pierwotna kora ruchowa. Leży ona w płacie czołowym, a poszczególne jej neurony sterują różnymi mięśniami. Jednakże, aby ruchy były wykonywane w sensowny, zaplanowany sposób, niezbędne jest jej współdziałanie z dwoma innymi obszarami: korą przedruchową i dodatkową kora ruchową. Ich rolą jest sprawdzanie czy to, co właśnie chce zrobić pierwotna kora ruchowa, jest potrzebne i zgodne z zamiarami. Jeśli bowiem do złapania spadającego przedmiotu wystarczy wyciągnąć jedną rękę, druga powinna pozostać nieruchoma, mimo chęci obsługującej ją pierwotnej kory ruchowej do podjęcia akcji. Mózg otrzymuje też informacje zwrotne dotyczące konsekwencji wykonywanych czynności, za pośrednictwem kory czuciowej, zlokalizowanej w obrębie płata ciemieniowego. Stąd np. wie, że w dłoni trzymany jest kubek z herbatą i że należy zadbać o to, aby go nie upuścić, poprzez dopasowanie odpowiednich sekwencji ruchów. Ponadto aktywność dodatkowej kory ruchowej jest niezbędna do poczucia, że dany ruch jest rzeczywiście wykonywany.

Guz obecny w mózgu Roberta uszkodził dodatkową korę wzrokową w miejscu, który kontrolował jego lewą rękę. Zniszczeniu uległy też połączenia, które przynosiły informacje zwrotne z kory czuciowej. To dlatego Robert nie mógł kontrolować tego, co robi jego lewa ręka, a nawet nie był świadomy jej poczynań, dopóki np. na nią nie spojrzał. Naukowcy nazywają jego przypadłość zespołem obcej ręki, gdyż sami cierpiący na nią pacjenci często są zdania, iż samowolna kończyna nie należy do nich. Niektórzy uważają, że została opętana przez złośliwe moce. Próby nakłonienia jej do posłuszeństwa obejmują niekiedy tak drastyczne formy, jak przyciskanie ich meblami do ściany czy samookaleczenia, co z oczywistych względów stanowi zagrożenie zdrowia i życia. Przyczyną zespołu obcej ręki może być, jak u Roberta, guz mózgu, ale także udar lub zniszczenie spoidła wielkiego mózgu, co uniemożliwia komunikację między jego półkulami.

Dobra komunikacja kluczem do zdrowia mózgu

Przedstawione sytuacje występują bardzo rzadko. Niemniej jednak skutki tych zaburzeń znakomicie obrazują, co może się dziać, jeśli impulsy nerwowe nie są przekazywane we właściwy sposób i we właściwe miejsca. Wracając do przykładu dużej firmy – w każdym dziale mogą pracować najlepsi specjaliści, ale jeśli poszczególne działy nie będą się ze sobą kontaktować, jeśli przepływ informacji zostanie zaburzony, wówczas pojawiają się problemy, które mogą doprowadzić nawet do bankructwa. W ten sam sposób zaburzona komunikacja między poszczególnymi ośrodkami w mózgu może sprawić, że sprzed naszych oczu zniknie połowa otaczającego świata, ktoś z naszych bliskich zostanie podmieniony na sobowtóra, a nasze kończyny zyskają wolną wolę.

Niemal każde z tych schorzeń stanowi, w mniejszym lub większym stopniu, tajemnicę dla lekarzy i naukowców. Wiadomo jednak, że część z nich może rozwinąć się w wyniku udarów mózgu. Wynikają one najczęściej z zablokowania naczyń krwionośnych dostarczających krew do mózgu. W wyniku braku tlenu i substancji odżywczych neurony obumierają, uszkodzone zostają też ważne połączenia pomiędzy nimi. Choć na udary najbardziej narażone są osoby starsze, nie oznacza to, że w młodym wieku nie należy się w ogóle przejmować ryzykiem. Najczęściej bowiem nie doznają ich ludzie całkowicie zdrowi, ale cierpiący na nadciśnienie lub miażdżycę. Te zaś schorzenia, choć mogą objawiać się dopiero po 50. czy 60 roku życia, mają podłoże w nieprawidłowych nawykach dotyczących odżywiania się i stylu życia. Może więc warto dokładnie przyjrzeć się zawartości lodówki i sposobom spędzania wolnego czasu, i zadbać o to, aby nie przemienić się w trupa za życia lub nie zostać sparaliżowanym i nic o tym nie wiedzieć.

Kategorie: ~ PUBLICYSTYKA ~, Tajemnice mózgu

agnieszka

Z wykształcenia biotechnolog, z zamiłowania poszukiwaczka wiedzy o działaniu ludzkiego mózgu. Fascynuje ją to, w jaki sposób całkiem proste oddziaływania poszczególnych komórek i cząsteczek przekładają się na złożone odczucia, emocje i zachowania. Po godzinach, gdy nie zajmuje się suczką Ferą, z zapałem ćwiczy motorykę małą, intensywnie szydełkując. Uwielbia twórczość Joanny Chmielewskiej i Agaty Christie, a także popularno-naukowe programy o działaniu wszechświata.

Skomentuj

Zalogowany jako agnieszka. Wylogować ?

Dodaj komentarz Dyskutuj na forum

Najnowsze artykuły z tej kategorii

~ PUBLICYSTYKA ~ 8 maja 2019
Dodaj komentarz
Dołącz do listy oczekujących Prosimy o podanie adresu email, na który chcesz otrzymać wiadomość z powiadomieniem, gdy produkt wróci do sprzedaży w naszym sklepie. Wpisanie ilości, którą planujesz zamówić, pomoże nam zaplanować wielkość najbliższej dostawy.